Wydrukuj tę stronę
18 październik 2014

Kościół – jest szansa na reformę?

Dział: Felietony
Napisał 
Wiemy, że reforma Kościoła wisi w powietrzu. Ściślej mówiąc potrzeba reformy… Jednak rodzi się ona w bólach i przy wielkim oporze części kleru. Istnieje szansa na jakiekolwiek zmiany?  

 

Postęp?

Kościół nie jest Kościołem postępowym czy niepostępowym. Kościół ma być Kościołem wiernym Ewangelii i Chrystusowi – mówił podczas jednego z wywiadów Prymas Polski abp Wojciech Polak

 

I tutaj zaczynają się schody. Bo Kościół tworzył i tworzy własne zasady. Opiera je w większym lub mniejszym stopniu na Ewangelii, ale często interpretuje na własny sposób. Czasy się zmieniają, powstają nowe problemy i trudno jest ciągle stosować tą samą wykładnię i sposoby radzenia sobie z problemami. Stan wiedzy się zmienia. Niektóre teorie przyjmowane niegdyś za pewnik, okazują się błędne. Jednocześnie praktyka weryfikuje sens trwania przy niektórych rozwiązaniach. Abp Gądecki nie był zadowolony z wyników ostatniego z rzymskich synodów. Kręcił on nosem na m.in. „cenne przymioty”, którymi obdarzone są osoby homoseksualne.  Abp uważa to za atak na wartości rodzinne. Nie trudno dojść do wniosku, iż Kościół nie jest przygotowany na zmiany w tej materii.

 

Homoseksualizmowi mówimy stanowcze nie!

Nie widzę szans aby w szybkim czasie Kościół zapałał miłością do homoseksualistów. Na chwilę obecną traktowani są oni jako wynaturzenie woli boskiej. Nie znam boskiej woli, jednak takie stanowisko uważam za niewłaściwe. Piętnuje się osoby, które w świetle dzisiejszej wiedzy nie należy traktować jako chore i próbować wyleczyć. Kościół jednak nie jest w stanie przeskoczyć tego tematu. Zdaje się, że nie ma nawet pomysłu jak to zrobić. Piętnowany jest związek, który zawierany jest nie dla celów prokreacyjnych. Jednak to, że osoba kocha, osobę tej samej płci czyni ją już na starcie kimś złym i niegodnym? Jeśli przyjmiemy, iż ona ma takie, a nie inne preferencje. Przykrym jest, iż do niedawna ukrywano fakty pedofili, a osoby które otwarcie przyznają się do swojej odmiennej orientacji są piętnowane. Na szczęście zdaje się, iż nastąpił w tej materii postęp. Może wreszcie dostrzeżono, iż taka forma obrony Kościoła przynosi więcej szkody niż pożytku.

 

Rozwodnik też ma ciężko

Biskupi nie są także zainteresowani ewentualnym dopuszczeniem rozwodników do komunii. Wiadomo, „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”, jednak nikt się nie zastanowił co w sytuacji, kiedy człowiek rozdzieli… Jestem zdania, iż instytucja małżeństwa to świętość, jednak nie świętość absolutna. Dokładniej. Mierzi mnie mentalność, która nakazuje znosić każde cierpienie i upokorzenie w myśl miłości. Jakiej „miłości”? Człowiek upada, popełnia błędy, ale niekiedy są sytuacje niemal patologiczne. Zamiast pomoc takim osobą, aby oprawca (ukochany) przestał czynić zło, nakazuje się milczenie i bycie wyrozumiałym. Ponosić cierpienie. Można wybaczać, można być wyrozumiałym, wiele można… Jednak są sytuacje, w których trzeba powiedzieć „nie”. Trzeba pokazać oprawcy, że czyni źle. Nie można głaskać po główce... Trzeba go w tą głowę solidnie jeb*ąć, i to dla jego dobra. Coraz mniej ślubów. Coraz więcej rozwodów. Sytuacja nie wygląda różowo. Nie wiem jaka jest tego przyczyna. Jednak dzieje się to na naszych oczach. Co Kościół na to? Raczej nic. Jednak czy warto izolować takie osoby od Boga i możliwości pełnego z nim obcowania? Jest to wyraz sprawiedliwości lub miłosierdzia? Wyrządza to więcej dobra czy zła?

 

Wspólne mieszkanie przed ślubem = okaleczanie miłości?

Abp Gądecki uważa także, iż wspólne mieszkanie pary przed ślubem jest „samo-okaleczeniem” miłości. No cóż. Zapewne w głównej mierze chodzi o seks. Zazwyczaj jak się porusza temat wspólnego mieszkania, sprawa sprowadza się do seksu. Bo chyba samo mieszkanie razem nie jest zgorszeniem. Czy jest? Czemu nie można mieszkać razem? Chyba najlepiej ludzie się poznają spędzając razem czas. Będąc w różnych sytuacjach. Obserwują swoje wzajemne reakcje. Dla mnie wspólne mieszkanie przed ślubem jest wyrazem odpowiedzialności. Skoro ślub się traktuje jako coś świętego, to chyba odpowiedzialnym jest odczuwanie chęci lepsze poznanie drugiego człowieka na innym gruncie. Chyba, że koniecznością, według biskupa, jest doznanie szoku. Wiem, że głównie rozchodzi się o sex. To już jest kwestia bardzo sporna. W historii Kościoła różnie traktowano seks. Różnie podchodzono do kwestii celibatu. Panuje tutaj walka pomiędzy cielesnością a duchowością. Intencje obu stron walczących są słuszne i szlachetne. Tak, obu. Zarówno w stanowisku Kościoła, jak i zwolenników miłości przed małżeńskiej (np. moja skromna osoba) są pozytywne idee. Kościół pragnie, aby cielesność była czymś wyjątkowym. Aby miłość dwojga ludzi była ich darem. Jednocześnie widoczna jest w tym troska o ewentualne zbytnie nie rozbudzenie seksualności, rozwiązłości oraz kwestia nowo poczętego życia. Z kolei zwolennicy miłości przedmałżeńskiej wskakują, iż jest ona uzupełnieniem tego co czuje dwoje ludzi. Osoby się kochają, pragną i potrzebują bliskości. Chcą dawać sobie przyjemność i rozkosz. Jednocześnie nie udawajmy, że nie odczuwamy popędu seksualnego i nie mamy z tym popędem określonych potrzeb. Jedni i drudzy chcą dobrze. Jednak każdy kij ma dwa końce. Dar może być przekleństwem. Człowiek może na różny sposób użyć dzierżony przez siebie przedmiot. Za pomocą dłoni możemy komuś pomóc, lub tego kogoś zranić.

 

Kościół powinien gruntownie zastanowić się nad dokonaniem pewnych zmian, które wskazały by jego otwartość na dialog. Nowy papież wydaje się być pozytywnym symbolem, jednak napotyka on w Kościele spory opór. Uda się mu go przezwyciężyć? Uda się stworzyć jakiś kompromis?

Informacje o plikach cookie. Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu
ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Regulamin