7 listopad 2013

Studia prywatne- sposób na szybkiego i łatwego magistra?

Dział: Felietony
Napisał 
Magister… tytuł, o którym dużo się mówi. W dzisiejszych czasach stał się on niemalże czymś naturalnym – za 15 lat ludzie już będą się z nim rodzić. Magistra ma każdy. Nie jest to powód do dumy – nikt nie wywiesza tabliczki z tym zacnym tytułem na frontowych drzwiach. Czasem odnoszę wrażenie, iż brak tegoż tytułu staje się powodem wstydu…


Magistra mam i ja!

Chcąc sprostać presji środowiska (jak i zapewnić sobie świetlaną przyszłość) decydujemy się na studia. Czasem bywa, iż nie jest ważnym co będziemy studiować – po prostu wypada studiować! Stosunki międzynarodowe, pedagogika, marketing, ochrona środowiska, informatyka, turystyka, zarządzanie, administracja, łopatologia… Nie jest ważne co będziemy studiować, ważne aby na koniec uzyskać zacny tytuł mistrza… Najlepiej mieć jak najwięcej tytułów. Jednak czy faktycznie jesteśmy mistrzami?

 

Mistrz to ja!

Bez względu na kierunek studiów, trudno jednak wyrokować, iż zapewnią one lepsze życie – tak, tak państwo zapewnia, iż inżynier to „coś”. To samo państwo informuje nas o wysokości planowanych „super” emerytur, które również miały być piękne… Dodatkowo warto wskazać, iż często studenci z zacnym tytułem magistra nie wiedzą podstawowych, niemalże oczywistych kwestii z zakresu toku studiów – jak to możliwe? Mistrzowie nie są w stanie samodzielnie myśleć czy też konstruować jakichkolwiek racjonalnych osądów. Wszystko, co da się „wyumieć” jest opanowane do pierwszego egzaminu. Student nie ma pojęcia dlaczego się uczy o panu „x”, który wynalazł przedmiot „y”. Bezmyślnie pochłania informacje, których samodzielnie nie potrafi przetworzyć. Pytania o sens oraz znaczenie konkretnych informacji zdają się być zbyt trudnymi - witaj mistrzu!

Prywatna kuźnia talentów!

Dobre 6-8 lat temu, wpajano mi, iż studia prywatne to największe zło tego świata. Na uczelni odbywa się handel, wykształcenie za pieniądze. Nie ważne czy jesteś zdolny i mądry – ważne abyś płacił, a magistra się załatwi. Początkowo miałem założone za punkt honoru, iż w życiu, w takiej placówce nigdy nie zawitam. Jednak życie chciało inaczej – często tak bywa… Tym bardziej byłem zdziwiony jak po pierwszym semestrze wyrzucono pół mojego roku – nie wiem, może nie płacili… Po kilku latach studiowania spostrzegłem, iż materiał nie odbiega od wykładanego na publicznych uczelniach. W moim przypadku, nawet wykładowcy byli tacy sami – z niezmiennymi wymaganiami i podejściem do studenta…

 


O co chodzi z tym szałem?

Starałem się zrozumieć dlaczego tak piętnuje się prywatne uczelnie. Naprawdę sporo złego słyszy się na ich temat. W głównej mierze traktuje się je jako przedsiębiorstwa. Ponoć nawet nie trzeba być na egzaminach – wystarczy płacić. Jednak w moim przypadku teza ta okazała się całkowicie błędna. Wiele osób było solidnie zdziwionych po pierwszej sesji… Wychodzi na to, iż państwowe uczelnie zapewniają solidniejszy tok studiów – lepszą kadrę i uczciwe podejście. Tyle tylko, iż niejednokrotnie obserwowałem jak osoby oddające puste kartki zdają egzaminy. Niejednokrotnie można było rozwiązać bezbłędnie test i go nie zdać – taki kaprys wykładowcy. Niejednokrotnie wymagano od studentów informacji „z kosmosu”. Niejednokrotnie wskazywano, iż student powinien sam znajdować błędy robione przez wykładowców podczas wykładów i je korygować – oczywiście grzecznie, wskazując, iż ten błąd wynika z faz księżyca oraz niesfornego studenckiego szumu. Najlepszym sposobem było umożliwienie wykładowcy samodzielnej poprawy na zasadzie: „ha mam was!”. Niejednokrotnie dawano odczuć, iż student jest niczym… Czy to jest wyznacznikiem udanych studiów?

Różnica?

Jest zasadnicza różnica pomiędzy prywatnymi a publicznymi uczelniami. Szanowne państwowe uczelnie mają nas za nic. Na uczelni prywatnej podpisuje się umowę, traktuje się nas z elementarnym szacunkiem i mamy możliwość sprawiedliwego roszczenia swoich praw. Nikt nie powie nam: „egzaminów nie mam – wyrzuciłam je” czy „nie chce mi się z Panią/Panem gadać”. Wykładowca nie czuje się alfą i omegą. Co do ściągania i kombinowania – wydaje mi się, iż to zależy od osób a nie typu uczelni.

 

Jednak coś na rzeczy musi być!

Mimo wszystko można trafić na uczelnie, które nastawione są tylko i wyłącznie na branie pieniędzy i produkcję magistrów i innej maści specjalistów. Daleki jestem od stwierdzenia, iż uczelnie prywatne są piękne, wspaniałe i wyjątkowe! Nie można także wskazać, iż uczelnie publiczne to ostoja chamów i sfrustrowanych naukowców. Nie zgodzę się jednak na obligatoryjny podział na uczelnie właściwe (publiczne) oraz kombinatorskie (prywatne). Wszystko zależy od konkretnej uczelni, wizji oraz zaangażowania jej władz i kadry. A Wy jakie macie doświadczenia i spostrzeżenia w tym zakresie?

Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !

Aktualności

Ciekawe filmy

Nauka i rozwój

Informacje o plikach cookie. Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu
ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Regulamin