Urzędnik to zło!
Kolejki, kolejki i jeszcze raz kolejki – czyli to, co tygrysy lubią najbardziej. Zapewne każdy musiał „coś” załatwić w urzędzie. Czasami, aby otrzymać jeden świstek papieru musimy poświęcić pół dnia. Wiele słychać także o bezduszności oraz krótkowzroczności pracowników tychże instytucji. Sam miałem wątpliwą przyjemność zapoznania się z „ciemną stroną mocy” biurokracji. „Nie ma druczka A”, „brak wypisanej linijki c89”, „ale kolor długopisu nie odpowiada normie ISO 9003” itd.
Życie ciągle zaskakuje…
Proces ubiegania się o dotację inwestycyjną powtórnie zetknął mnie z pracownikami urzędów – wielu urzędów. Był, a raczej w dalszym ciągu jest, to proces bardzo męczący. Za kilkoma papierkami trzeba się wystać sporo czasu. Nie wspomnę już o tych wszystkich formularzach i druczkach… Jednak tym razem doznałem szoku. Spotkane panie nie dość, iż były bardzo przyjacielsko nastawione, to z własnej inicjatywy zmodernizowały kilka przepisów.
Przyjazny Urząd Skarbowy?
Pierwsza z kobiet pracowała w sławetnym Urzędzie Skarbowym. Potrzebowałem „na gwałt” potwierdzenie nadania numeru NIP. Procedura wygląda tak, iż takowy świstek jest wysyłany pocztą - wiadomo jak to z nią wygląda. Pani zapytała się o moje dane i po 5 minutach miałem wszystko załatwione – byłem w ciężkim szoku. Szok był tym bardziej wielki, gdyż w kolejce czekałem około 20 sekund – tyle zajęło mi przejście od automatu do pracownika.
ZUS – ałć!
Kolejna pani pracowała w ZUS-ie. Tutaj bez kolejki się nie obyło. Błąd wynikający z wypisania formularza również był nieodzowny. Jednak podczas drugiego podejścia, okazało się, iż owy formularz znowu ma jakiś tam błąd. Na szczęście pani pokreśliła coś na formularzu i czary mary już wszystko załatwione!
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !