Porządki
Pierwszym krokiem do udanych świąt jest perfekcyjnie wysprzątany dom! To nic, że regularnie jest on odkurzany, podłogi myte itp. Na święta dom musi lśnić niczym psu… no niczym psu na wiosnę! Czystość to mało! W domu musi panować niemalże laboratoryjna czystość. Czasem mam wrażenie, iż powinno się zakładać specjalne skafandry i przechodzić przy wejściu do domu procedurę podobną, jak do tej która odbywa się przy reaktorach jądrowych. Święta to okres, kiedy twoja mama ma doskonały wzrok. Normlanie smsy czyta z lupą, ale gram kurzu dostrzeże z 10 metrów i niczym łowca wyda z siebie przeraźliwe westchnięcie: „tammmmm”. Nie wiem jak u was, ale u mnie mama przemienia się w demona czystości. Podejrzewam że jest to forma opętania. Mama staje się naczyniem dla demona, który szepcze ciąg;e w głowie: „brudnoooo, brudnoooo”. Tak, to na pewno jest pewien rodzaj opętania! Bo jak inaczej nazwać sprzątanie czystej podłogi? Jak inaczej nazwać włączony odkurzacz o 22?
Jedzenie
Uuuuuu. Zależnie od wielkości uczty, to jest kampania napoleońska. Wiele dni się przygotowuje posiłki. U mnie starczają one aż do nowego roku (pomijając obiady w święta) – później przynajmniej spokój. I słyszysz jak mikser pracuje już tak długo, że aż się rozgrzewa do czerwoności. Ciągle się coś robi. Coś ważysz (gotujesz) na kuchence. Ciągle coś ci wonia (pachnie) i się zastanawiasz, kiedy nastąpi koniec przygotowań. Co jakiś czas słyszy się soczyste przekleństwo: coś się spaliło, coś się nie dopilnowało, coś się nie dodało, coś nie wyrosło. Kiedyś przygotowaliśmy ciasto bez jednego z głównych składników – okazało się, iż bez niego również jest dobre. Jednak wyobraźcie sobie naszą konsternację, kiedy ciasto w piekarniku, a na stole jeden z elementarnych jego składników. Nie podjęliśmy próby jego ratowania z piekarnika.
Prawdziwa nerwówka rozpocznie się kilka godzin przed czasem wigilijnej wieczerzy. Bieganie, szamotanie w kuchni, przypadkowe zderzenia, przypadkowe zagradzanie sobie drogi – oj nerwy i jeszcze raz nerwy. Nie wiem jak u was, ale u mnie jest zwyczaj, że jak się zasiada do stołu to muszą być wszyscy obecni. Jednocześnie jak się wstaje, również wszyscy musza jednocześnie odejść od stołu – co by spotkać się w takim samym gronie za rok. Tradycja jak tradycja. Weźcie tylko pod uwagę sytuację, w której zapomniano się przynieść jednego z głównych dan. Obraz twarzy rodziców jest bezcenny. Po krótkim poszukiwaniu winnego i stwierdzeniu, że eee tam. Można konsumować.
Kto nie pracuje ten nie je!
Drastyczne, jednak w odniesieniu do przygotowania imprez, bardzo na miejscu. Wyobrażacie sobie, że część domowników nie pomaga w przygotowania do wigilii? Jestem w stanie zrozumieć stereotypy dotyczące roli mężczyzny w domu. Jednak wówczas mężczyzna wykonuje te jaskiniowe prace z serii przynieść drewno, rozłóż stół zrób coś co nie wymaga finezji i rozumu tylko siły. Jestem w stanie także zrozumieć, że osoby są zapracowane, jednak poznałem sytuację, kiedy nawet nie zapytają się czy coś pomóc. Widzisz, że inni uwijają się jak w ukropie całymi dniami, a Ty se leżysz i zbijasz bąki – nie jest to smutne? Później zjesz to co się przygotuje, otrzesz mo*dę i stwierdzisz: „mogło by być lepiej doprawione”… Ja byłem w szoku, jak się o czymś takim dowiedziałem. Jestem bardzo umiarkowanym zwolennikiem tych wszystkich porządków, lampek i nerwówki. Jednak święta, to święta. Jeśli nie na wzgląd na siebie, to ruszmy dupy dla innych, w końcu nie tylko my się liczymy na tym świecie. Uwierzcie mi zamiast prezentu pod choinką, rodzina bardziej ucieszyłaby się z pomocy i życzliwości. Święta organizowane dla samego siebie nie są, w mojej ocenie, świętami. Myślę, iż polegają na dawaniu radości innym, nie sobie. Dzieleniu się radością, tym co mamy. Przecież dawanie prezentu polega na ofiarowaniu. Często jednak rozstrzygane jest w kategoriach ekonomicznych – zainwestuje 200zł, otrzyma, 300zł – opłacało się! No sorry w takiej sytuacji mam gdzieś te prezenty. Oczywistym jest, że jesteśmy ludźmi i zapewne przez myśl nam przyjdzie jakiś taki rachunek, ale chyba nie fokusujemy się bardzo nad tym: „tobie nie dam prezentu, bo ty mi nie dasz”. Prezent a transakcja ekonomiczna to różnica. Prezent ofiarowuje się i nie oczekuje nic w zamian. Jednak coraz częściej widzę iż ludzie oczekują co najmniej zwrotów kosztów, co jest smutne. Na egoistyczne patrzenie na siebie, mamy pozostałe dni w roku… Choć niektórzy nie robią w tym nawet na chwilę przerwy, co jest smutne.
Po co ta nerwówka i zaganianie?
Tak patrząc czasu z boku, zastanawiam się jaki jest cel wieczerzy. Po co tyle pracy i wysiłków wkłada się w kilka godzin konsumowania? Osobiście licznej rodziny nie mam, tym bardziej dziwi mnie, że tyle nerwów kosztuje przygotowania posiłku. W tym towarzystwie co na wigilii, spotykamy się codziennie, po co więc aż tak czyścic dom? Po co się martwić, czy ciasto będzie odpowiednio dobre, skoro nie pierwszy i nie ostatni raz je próbujemy? Po co ta nerwowa, czasem wręcz chwilami agresywna atmosfera? Wydaje mi się, iż wynika ona z chęci stworzenia czegoś wyjątkowego, jakiegoś wyróżnienia tego dnia. Celebrowania nie tyle dnia co tego, że się spędza wspólnie czas. Bo wigilia to przede wszystkim, według mnie, święto dla rodziny. Nie liczy się tak naprawdę, czy będziemy wcinać homara, czy postawimy na stole kubełek z KFC. Nie jest ważna zawartość ani wigilijnego stołu ani prezentów pod choinką. Tak naprawdę ważne są osoby, z którymi spędza się ten czas.
I tego wam życzę. Spokojnych i radosnych świąt, w których ważni są ludzie, a nie prezenty czy wyszukane żarcie. Bez tych ludzi nie mielibyście ani żarcia, ani prezentów. Mielibyście to, co niektórzy ofiarowują innym na święta – gówno. Smacznego!
Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !