23 sierpień 2012

Niepozorne inspiracje

Dział: Felietony
Napisane przez  karolina.witoj
Mój znajomy, Pan Mundek, czyta w oryginale Goethego. Teraz kiedy już nie ma wątpliwości co do tego, że opanował język niemiecki co najmniej bardzo dobrze, może opowiadać o tym, do czego mnie przyznał się nie bez pewnego zażenowania już dawno i w tajemnicy. Otóż inspiracją dla Pana Mundka do rozpoczęcia nauki języka obcego była duża sympatia jaką darzył zespół muzyczny Modern Talking. Dziś już mało kto pamięta niemieckich twórców muzyki new romantic (to chyba ich styl). Był jednak czas, kiedy mało skomplikowane dzieło muzyczne blondynka z krótkimi i bruneta z długimi włosami brało za serca masy fanów, w tym i Pana Mundka.

Inspiracje miewamy różne. W ostatecznym rozrachunku liczy się jednak to, co powstaje z fascynacji choćby tak denną muzyką jak smętne kawałki chłopców z RFN. Pan Mundek czytuje Goethego w oryginale. Prawie na pewno nie dowiem się nigdy jak to jest być w świecie, do którego mój znajomy ma dostęp, jaką wolność daje mu lekkie poruszanie się wśród romantycznych metafor. (Wolność od doraźnej rzeczywistości mam na myśli.) Zazdroszczę mu tych podróży w czasie, w odmętach XIX-wiecznych rozważań.

Przykład Pana Mundka świadczy, że nie należy wstydzić się tego, co stanowi zarzewie naszych czynów. Śmiało zatem przyznaję, że początek mojej podróży do Meksyku także unurzany jest w kulturze popularnej. Przy czym chodzi o ten fragment kultury, który jest bardziej popularny niż się wydaje być. To dlatego, że wielu telewidzów nie przyznałoby się w życiu do śledzenia losów bohaterów seriali produkowanych w Ameryce Południowej. Ja się przyznaję. Potrafię docenić chwile spędzone na oglądaniu serialu nazwijmy go nieprecyzyjnie azteckim. Po pierwsze paru rzeczy można się z nich dowiedzieć o rzeczywistości społeczeństw Ameryki Południowej. W słynnym „Muñeca brava” (w roli głównej moja ulubiona Natalia Oreiro) może zbyt dosłownie, ale z tego co wiem z literatury, właściwie stosunki w domu, gdzie rozgrywa się większość akcji, odzwierciedlają hierarchiczną konstrukcję społeczeństwa: na dole służba, u góry państwo, w kuchni knucie przeciwko władzy właścicieli. Silne więzy jakie łączą dorosłe już dzieci z rodzicami, których zdanie bywa kluczowe w konfliktach. Religijność przejawiająca się uwielbieniem Matki Boskiej z Guadelupe pomieszana z indiańskimi wierzeniami. To nie wymysły reżyserów seriali. To tamtejsza rzeczywistość. Wiem to nie tylko z książek, ale też od naocznych świadków. Dobry serial aztecki potrafi być meta, sam naśmiewać się ze swojej konwencji (nie czeka aż zrobią to kontestatorzy). Bohaterowie siedząc przy kawie mówią: „Siedzimy przy kawie i gadamy jakbyśmy występowali w jakimś ciągnącym się serialu”. (To chyba z „Maria Rosita, buscame una esposa”). O dobrodziejstwach jakie przynoszą seriale emocjom telewidzów nie będę przypominać (są oczywiste). Podejrzewam też, że telenowele są nośnikiem archetypów żyjących w mitologiach, które przed zapomnieniem schroniły się w literaturze, a obecnie w serialach. Wielu miłośników telenowel dzięki regularnemu oglądaniu utrzymuje poczucie tożsamości, wie jak żyć. Dobry bohater w serialach azteckich jest ewidentnie dobry, ma nieugięty kręgosłup moralny, choćby nie wiem jak zły bohater chciał go złamać. Oj, o azteckich serialach mogłabym długo, ale to nie jest tekst filmoznawczy tylko publicystyka podróżnicza.


Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !

Aktualności

Nauka i rozwój

Informacje o plikach cookie. Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu
ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Regulamin