1 lipiec 2013

Green Day w Polsce- okiem muzyka

Dział: Muzyka
Napisał 
Serdecznie zapraszamy do lektury relacji z koncertu zespołu Green Day, którą przeprowadził dla nas Bromba - gitarzysta punkowej formacji Upside Down.


Z pewną rezerwą podchodzę do koncertów w dużych halach widowiskowych lub widowiskowo-sportowych takich jak Spodek, Łuczniczka, czy Atlas Arena, w której to właśnie 18 czerwca odbył się koncert Green Day w ramach europejskiej części trasy '99 Revolutions Tour'. Mam tutaj na myśli oczywiście doznania dźwiękowe, ale biorąc pod uwagę że Green Day do potężna machina do produkowania najwyższej jakości rockowych spektakli założyłem że wybór miejsca nie był przypadkowy.

Koncert (jak to bywa przy tego typu masowych) imprezach rozpoczęli punktualnie o 19.15 młodzi Baltimorczycy z All Time Low. Podczas swojego 45 min występu zaprezentowali mocno młodzieńczy entuzjazm sceniczy poparty dziesięcioma najbardziej przebojowymi kawałkami niemal z wszystkich (poza pierwszą) płyt. Muzykę ATL można zaszufladkować w nurt, w którym prym wiodą takie zespoły jak Blink 182, Fall Out Boy, Good Charlotte, A Day To Remember etc. Przebojowe refreny, stosunkowo umiarkowane tempa i dużo miejsc z melodyjnymi chórkami. Oglądając występ pomiędzy piosenkami, czasami odnosiłem wrażenie, że na scenie chcieli robić mini-kabaret w stylu NOFX lub Blink 182 prowadząc ze sobą gadki o różnych pierdołach typu sex z gruppies, ale może był to po prostu żartobliwy sposób nawiązania lepszego kontaktu z publiką, czemu sprzyjała akurat okazja: 25-te urodziny gitarzysty. Pomimo faktu, że nie przepadam za punkowymi kapelami lansowanymi przez MTV2, życzę chłopakom aby znaleźli na swojej drodze jakiś patent na wyróżnienie się z setek pop-punkowych (te 2 słowa są przecierz sprzeczne !!!) zespołów, których targetem są starsze koleżanki fanek Dżastina Bibera. Podsumowując: All Time Low zagrali solidny rockowy koncert, ale zarówno muzycznie jak i scenicznie nie zaskoczyli mnie niczym.

Pół godzinna przepinka sprzętu i na scenie pojawił się osobnik przebrany za różowego misio-królika, aby w rytm Hey-Ho-Let’s-Go Ramonesów podgrzać atmosferę. Zaraz po tym chłopaki z Green Day przywitali się z publiką przy dźwiękach nieśmiertelnego tematu z kultowego westernu “The Good The Bad and The Ugly” i rozpoczęli swój występ tytułowym kawałkiem trasy koncertowej “99 Revolutions” z ostatniej płyty TRE. Świetną taktyką jest aby zacząć umiarkowanie, gdyż zaraz potem singlowy Know Your Enemy zagotował publikę. W pierwszej części koncertu dominowały numery z ostatnich 5 albumów (licząc Uno Dos Tre jako 3 oczywiście) i odniosłem wrażenie że chłopaki wspomagani przez drugą (i czasami trzecią) gitarę oraz klawiszowca i nie są jeszcze do końca rozgrzani. Nie minęło jednak kilka piosenek, a Billy Joe zaczyna w trakcie kawałków bawić się zabawkami typu wąż do polewania publiki, wyrzutnia koszulek i rozdmuchiwacz srajtaśmy, co tak wszystkich nakręciło, że machina koncertowa zaczęła zbliżać się do swojej maksymalnej wydajności. Towarzyszyły temu sprawdzone koncertowe hity z wcześniejszych płyt: “Dookie” i “Warning” czy pamiętające jeszcze czasy koncertów w Polsce (w tym jeden w Bydgoszczy!!!!) w 1991 roku “Welcome To Paradise” z płyty “Kerplunk!”. W drugiej połowie koncertu na scenie pojawił się znowu różowy misio-królik oraz saxofonista, a przebrani członkowie zespołu w tym czasie zaserwowali przeróbki standardów takich jak Shout, Hey Jude, (I Can’t Get No) Satisfaction czy Always Look On The Bright Side of Life połączonych w jeden utwór zamieniając się przy tym instrumentami !!! Główny set został zakończony również singlowym “Minority”, ale oczywiście muzycy pojawili się ponownie na scenie aby zagrać American Idiot i jeszcze 2 kawałki na bis.

Myślę że nikt z obecnych nie poczuł niedosytu po niespełna 2 - godzinnym koncercie. Billy Joe Armstrong jest niewątpliwie jednym z najlepszych rockowych frontmanów w historii rock’n’rolla, a Green Day już dawno temu był tematem fachowych muzycznych periodyków specjalizujących się w dźwięku i produkcji scenicznej. Biorąc pod uwagę ich nie młody już wiek i fakt, że chłopaki są w trasie od 10 Marca powstaje oczywiste pytanie: skąd oni biorą tyle energii? Pomimo faktu, że ich ostatnie studyjne dokonanie nie do końca do mnie przemawiają cały czas jestem fanem tego zespołu i miło spotkać na koncercie starych, znajomych punków wraz ze swoim nastoletnim potomstwem, które bardziej żywiołowo reaguje na nowsze hity. Poproszę tylko mniej ballad i niech Green Daye głoszą punkrocka w “nadziemiu” tak długo jak tylko będą w stanie trzymać tak wysoki poziom.

Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !

Aktualności

Przyjemne granie

Nauka i rozwój

Informacje o plikach cookie. Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu
ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Regulamin