16 maj 2014

Dobre Złego początki

Dział: Film
Napisał 
Penny dreadful – taką nazwę nosiły groszowe powiastki, publikowane w częściach w XIX wiecznej Anglii, pełne niesamowitych zdarzeń, nawiązujące często do tradycji literatury gotyckiej. Pomimo, iż większość z nich prezentowało sobą poziom równie kiepski, co jakość papieru, na którym je drukowano, udało im się stworzyć kilka motywów i postaci, które przetrwały w kulturze popularnej do dziś, jak chociażby Sweeney Todd.

 

Biorąc pod uwagę  powyższe informacje, można łatwo domyślić się, co będzie prezentował sobą serial o podobnym tytule. „Penny Dreadful”, najnowsze dziecko stacji Showtime, którego premiera miała miejsce 11 maja tego roku, pełnymi garściami czerpie nie tylko z „pensówek” ale i całej literatury XIX wieku, z nastawieniem na literaturę angielską.

Serial doskonale wpisuje się klimat wiktoriańskiego Londynu również za sprawą swych bohaterów, którzy, chociaż wyrwani z diametralnie odmiennych światów, prezentujący sobą różne kasty i klasy społeczne, doskonale pasują do określonej rzeczywistości.  Już w pierwszym odcinku widać, iż każda z postaci posiada swoją historię i odmienne motywacje – sir Malcolm, niestrudzony odkrywca i dżentelmen, poszukuje swojej córki, panna Ives boryka się z tytułowym, niedookreślonym jeszcze Złem, amerykański rewolwerowiec Chandler ucieka przed gnębiącą go przeszłością. Ktoś, kto zauważy w tym momencie podobne do „Ligii Niezwykłych Dżentelmenów” zestawienie archetypowych postaci, będzie miał sporo racji – tym bardziej że „Penny Dreadful”, podobnie jak komiks Moore’a i jego nieudana ekranizacja, w fabułę swojej opowieści wchłania postacie znane z klasyków literatury. Kolejnymi głównymi bohaterami są bowiem Victor Frankenstein i Dorian Grey. Dodać do tego należy Afroamerykanina Sembene i emigrantkę Bronę Croft by otrzymać (niemalże) pełen spis osób dramatu.

Nie dziwi fakt, iż w przypadku tak wielu głównych bohaterów, akcja nieśpiesznie płynie do przodu. Nie jest to bynajmniej wada – wręcz przeciwnie, serial od początku stwarza wrażenie produkcji, która stara się przedstawić widzowi spójną fabułę, a nie zbiór oderwanych od siebie przygód niemalże obcych sobie postaci. Pilot serialu zawiązuje niezbyt trwałe więzy pomiędzy kilkoma bohaterami – o reszcie nie pada jeszcze ani słowo, zagadką pozostaje chociażby Sembene, na ekranie nie pojawia się jeszcze Brona czy Dorian. Sugeruje to widzowi serial, który kieruje się prawidłami dobrego storytellingu – nim opowie się historię, trzeba uczynić do niej wstęp, przedstawić bohaterów. Owszem, istnieje ryzyko, iż scenarzyści pogubią się w mnogości wątków, pierwszy i drugi odcinek produkcji jednak na to nie wskazują.

Byś może z racji obecności tak wielu protagonistów ciężko jest tak naprawdę streścić fabułę, lub chociażby jej zarys – widz dowiaduje się jedynie, że sir Malcolm szuka swojej córki, która została porwana przez niekoniecznie ludzkie istoty. Pomaga mu w tym panna Ives i Sembene, jednak ich związek z Malcolmem nie jest jeszcze jasny. Gdzieś w tle pobrzmiewają echa kolejnych mordów – a to rozczłonkowana rodzina, a to kolejny atak Kuby Rozpruwacza. Sprawia to jednak, iż serial jest mocno nieprzewidywalny, nie sposób domyślić się, jak splączą się te liczne wątki, a tym samym nie sposób się nudzić.

Mówiąc o bohaterach nie sposób nie wspomnieć o aktorach. Są oni, oprócz pieczołowitego odwzorowania miejsca akcji, brudnego, zimnego, mglistego Londynu czasów wiktoriańskich, jedną z głównych zalet serialu. Wystarczy wspomnieć Timothy’ego Daltona, który wypada niezwykle przekonująco w roli angielskiego odkrywcy, czy świetną Eve Green (którą niedawno można było obserwować na dużym ekranie w kontynuacji „300”). Nie gorzej wypadają na ich tle inni przedstawiciele aktorskiego fachu: Treadway radzi sobie doskonale z odgrywaniem młodego, zadufanego w sobie i przeżartego ambicją Frankensteina, a rewolwerowiec grany przez Josha Harnetta jest odpowiednio amerykański. Jedynym mankamentem jest w tym zestawieniu Reeve Carney – nie przez wzgląd na brak umiejętności aktorskich, wydaje się zwyczajnie być kiepsko dobrany do swej roli, nie wypada przekonująco jako Dorian Grey.

Warto pamiętać, że jak nie należy oceniać książki po okładce, tak i nie warto oceniać serialu po jego pierwszym odcinku. Pilot „Penny Dreadful” wiele obiecuje widzowi, szczególnie temu, który jest w stanie wyłapywać nawiązania do literatury, których najpewniej w serialu pojawi się więcej. Jeśli jednak utrzyma podobny poziom, co odcinek otwierający, produkcja nie powinna martwić się ani o oglądalność, ani o przedłużenie na drugi sezon. Można się zresztą przekonać samemu – na oficjalnej stronie Showtime pierwszy odcinek produkcji został udostępniony za darmo.

Spodobał Ci się ten artykuł? Poleć go innym !

Aktualności

Ciekawe filmy

Nauka i rozwój

Informacje o plikach cookie. Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu
ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

Regulamin